czwartek, 12 marca 2015

jak to nie zachwyca jak zachwyca o Oscarach słów kilka

MAMY TO! Po tylu nominacjach, staraniach- JEST. Oscar. Statuetka, która przez każdego filmowca jest ukoronowaniem twórczości, marzeniem, celem nareszcie trafiła w ręce Pawła Pawlikowskiego. I gratuluję. Jako Polka, jestem oczywiście dumna za to, że wreszcie ktoś docenił kawałek naszego dobrego kina. Myślę, że tym co urzekło resztę świata jest pewnego rodzaju ascetyzm, umiarkowanie które tworzy jednak pewnego rodzaju znaki, symbole a w końcu całą historię. Dużo mówi się o świetnym debiucie odtwórczyni głównej roli- Agaty Trzebuchowskiej. Tu jednak polemizowałabym. Uważam, że rola sama w sobie nie narzucała jakichś specjalnych wymagań ( choć broń Boże nie twierdzę, że najleżała do najłatwiejszych). Tytułowa Ida miałam wrażenie, była jakby wpasowana w aktorkę,dopasowana do jej cech charakteru aczkolwiek nie zmienia to faktu że jak na debiutantkę poszło jej na prawdę nieźle.  Co do szeroko również komentowanej kreacji Agaty Kuleszy jako ciotki Wandy- nie miałam wątpliwości, że poradzi sobie świetnie ( patrz Róża) .
 Z wrodzonej przekory  i dzięki własnym odczuciom stwierdzam, że film był bardzo dobry. Pytanie brzmi: czy aż tak bardzo dobry by zdobyć Oscara? No nie wiem.. Sięgałam do niego dwukrotnie i za każdym razem czegoś mi w nim brakowało. Rozumiem, że w ascezie jest metoda pokazująca jak to stwierdził sam Pawlikowski pewnego rodzaju kontemplację, wyciszenie, może nawet  separację. Mnie osobiście bliżej jednak jest chyba do szaleństwa Almodovara, pewnej schizofrenii uczuciowej. W Idzie mam wrażenie, za dużo było umiarkowania i momentami film był po prostu zimny, a postacie wyzbyte emocji. Być może, był to celowy zabieg, ale nie jestem pewna czy to mnie jako widzowi odpowiada. Na wielki plus oczywiście przepiękne zdjęcia i kreacja Kuleszy. Jeśli sama byłabym członkiem Akademii Filmowej, obiektywnie mówiąc zastanowiłabym się nad przyznaniem Oscara, jednak powtarzając jeszcze raz jako Polka strasznie się cieszę, że ktoś zauważył nasze kino, tak często przecież pomijane.

PS. Co do samej ceremonii, zdecydowanie zgadzam się z Pawlikowskim że parafrazując jest to pewnego rodzaju targ próżności i coraz więcej uwagi poświęca się  wyglądowi, zabawie niż filmom. I jeszcze jedno, do organizatorów: proszę, nigdy więcej Harrisa..