sobota, 5 grudnia 2015

Disco Polo (2015)

    źródło:http://zyrardow.info/news,245-zapraszamy-do-kina

    Przy dyskusji dotyczącej filmu Disco Polo często pojawiają się argumenty, że nie należy rozpatrywać samego filmu tylko i wyłącznie w kontekście samego gatunku muzycznego. Dokładnie tak. Można lubić bądź nie taki rodzaj muzyki ale należy zastosować tu zasadę „nieoceniania” po okładce, oceniać film w oderwaniu od muzyki.
    Najkrócej rzecz ujmując, produkcja  przedstawia kolejną wersję american dream, tyle że osadzoną w latach 90 właśnie tutaj, w Polsce. Jest to historia dwójki muzyków Tomka ( Dawid Ogrodnik) oraz Rudego ( Piotr Głowacki) którzy marzą o wielkiej karierze. To, co jest charakterystyczne dla pierwszego to determinacja w działaniu, chęć przebicia się w przemyśle muzycznym za wszelką cenę, spryt, wiara w swoje możliwości ale także strategiczne działanie.Rudy jest nieco mniej pewny siebie ale pod wpływem kolegi coraz bardziej zaczyna wierzyć że razem uda im się odnieść sukces.
Sama muzyka disco polo ukazana jest tutaj nie w tradycyjny sposób w jaki wiele osób je odbiera: jako lekką, łatwą muzykę, nieco głupawą którą każdy traktuje z przymrużeniem oka. Nie. Disco polo to biznes, sposób na dotarcie na szczyt, przemyślana strategia, maszynka do napędzania sukcesu, o czym bohaterowie doskonale wiedzą i chcą to wykorzystać. Mimo, że film zobrazowany jest jako bajka, american dream, to jest on ukazany raczej z przymrużeniem oka, pstryczkiem do widza przekazujący jednocześnie że nic nie przychodzi samo, na wszystko trzeba sobie zapracować.Film jest misz-maszem, łączy w sobie naiwność lat 90 oraz pewien sznyt dzisiejszych czasów: układy i układziki które są wszechobecne i ponadczasowe. Pomimo tego, jak bardzo będziemy samodzielnie starać się osiągnąć wszystko dzięki pracy, zawsze gdzieś znajdzie się ktoś kto pomoże przeskoczyć szczeble drabiny do sukcesu. Kolejnym aspektem jest specyficzny humor, który mnie osobiście jako wielbicielce tzw. sucharów zdecydowanie przypasował ( Tomasz Kot moim mistrzem!). Momentami żarty są niezbyt wyszukane, co trzeba przyznać, ale z jednej strony podkreślało to jeszcze bardziej infantylność tamtych czasów. Silny trzon tego filmu, oprócz dobrych ról Ogrodnika i Głowackiego stanowiły role drugoplanowe i należy podkreślić tu role szczególnie Tomasza Kota jako nieodzownego Polaka, Jacka Komana jako genialnego Katiuszę (który pokazał że i w komedii  radzi sobie nie najgorzej), Joanny Kulig jako energicznej Gensoliny oraz mistrza epizodu w tym filmie Mateusza Kościukiewicza.Choć wiadomo, że z zamysłu film miał być pokazany jako bajka, momentami surrealizm był zbyt mocny i po prostu niezrozumiały ( przechodzący przez ulicę karzeł ze świnią).
     Najbardziej trafne wydało mi się spostrzeżenie wypowiedziane przez bohatera granego właśnie przez Tomasza Kota: „ Jak coś Polak lubi, to cała Polska polubi”. Zdecydowanie. Ślepe podążanie za modą, idolem, czymkolwiek co propaguje jakiś styl który wnet przyjmuje cały kraj. Disco Polo jest więc swojego rodzaju diagnozą polskiego społeczeństwa. Jeśli chodzi zaś o samo pojęcie sukcesu to podsumowując składają się na niego trzy banalne acz istotne elementy które muszą w pewien sposób ze sobą współistnieć: szczęście, pomysł na siebie oraz sieć znajomości które umożliwią lepszy start. Być może wielu powie w sposób infantylny, aczkolwiek trafnie według mnie oddaje starą prawdę że na sukces trzeba zapracować i mimo wielu krytycznych opinii będę wracać do tego filmu z pewnego rodzaju rozrzewnieniem.  

środa, 2 grudnia 2015

Elegia (2008)


źródło: http://www.cineman.pl/filmy/Filmy,Dramat,Melodramat/Elegia-1

"Przepełniony erotyzmem film o fascynacji profesora  swoją studentką". Tak mniej więcej brzmią słowa, które mają w największym skrócie streścić  film  Elegia  pojawiające się na wielu portalach. Zdecydowanie nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Owy "erotyzm" sugeruje poniekąd pewną płytkość w warstwie emocjonalnej. Owszem, występuje tam pożądanie ale jest  także cała gama innych uczuć przepięknie wyrażona przez Bena Kingsleya i Penelope Cruz takich jak: melancholia, , pewna doza ironii, momentami radość. Bo film ten traktuje o miłości i różnych jej odcieniach: fascynującej, kłopotliwej a wreszcie dojrzałej, inteligentnej. No właśnie. Dojrzałość. To drugie, a może i nawet najważniejsze zagadnienie. Mimo, iż wydawać by się mogło stateczny pan profesor, krytyk teatralny powinien wykazać się dojrzałością życiową to młoda kobieta fenomenalnie zresztą odegrana przez Penelope Cruz uczy go tej dojrzałości krok po kroku. Wprowadza go w świat uczuć, ponieważ okazuje się, że mądrość którą posiada grany przez Kingsleya bohater wcale nie jest mądrością życiową. Wszystkie wygłaszane przez niego słowa do momentu poznania Consalidy są tak na prawdę pustymi frazesami.Po pewnym czasie dostrzega, że piękno tkwi tak na prawdę w intelekcie a nie tylko w urodzie.  Choć miłość jest wielką siłą napędową, to paradoksalnie ostateczną lekcję stanowi w tym przypadku śmierć- najpierw przyjaciela, potem  ukochanej osoby, która potwierdza słowa wypowiedziane w pewnym momencie przez Davida iż "olśnieni tym co na zewnątrz, nie docieramy do środka. W warstwie aktorskiej ( poniekąd z założenia) Cruz przyćmiewa Kingsleya, choć on sam również daje popis swoich możliwości jako introwertyczny, nieco szorstki ale i  o dziwo także delikatny jegomość.
     Podsumowując: więcej takich filmów i  mimo, iż nie jest to moje ulubiona produkcja to zdecydowanie więcej żądam właśnie tej refleksyjności, mądrości, dojrzałości, przemyślenia których nieraz tak często brakuje.



wtorek, 27 października 2015

"Bezwładnie czekam aż miłość swoim impetem walnie o ziemię". Recenzja filmu Chemia


źródło: http://kultura.newsweek.pl/film-chemia-o-raku-zalozycielce-fundacji-rak-n-roll,artykuly,371423,1.html



„Film w tvn-owskim stylu”, „ ckliwa historyjka o miłości” to tylko niektóre z opinii z jakimi udało mi się zetknąć przed seansem filmu Chemia które wprawiły mnie- w co tu dużo kryć- niezbyt pozytywny nastrój. Z drugiej jednak strony produkcja ta była reklamowana wszechobecnie sloganem: Najpiękniejszy film o miłości. Jak to jest więc naprawdę?
Prawda leży jak zwykle pośrodku. Film klasy średniej którego poziom ckliwości nie osiągnął najwyższego pułapu (choć trzeba przyznać, że dzięki wiedzy że film jest oparty na prawdziwej historii, był tego bliski).
Mamy więc historię dwojga młodych osób- Leny i Benka którzy przeżywają to, o czym marzy większość- szaleńczą miłość od pierwszego wejrzenia w czym można się dopatrzyć w filmie pewnego rodzaju infantylności. Na ich drodze staje „potwór” Leny- nowotwór piersi. Jak zwykle w tego typu filmach bywa schemat jest dość prosty- ślub-niespodziewana ciąża – walka z niemożliwym. Na pierwszy plan wysuwają się jednak relacje małżonków- jak się wydaje zostają przez raka pożerane.
Do niewątpliwych atutów tej produkcji należy wyśmienita wręcz gra aktorska Agnieszki Żulewskiej wcielającej się w rolę Leny. Pokazuje po raz kolejny, jak niebanalną jest osobowością i w niezwykły jednocześnie sposób oddaje charyzmę pierwowzoru postaci Leny- założycielki fundacji Rak`n`Roll Magdaleny Prokopowicz. . Tomasz Schuchardt, jako niezbyt dojrzały aczkolwiek mocno kochający mąż Benek wypadł równie dobrze, choć porównując tą postać do jego wcześniejszych kreacji ( choćby w nagradzanym Chrzcie) wypadł zdecydowanie gorzej. Do niewątpliwych minusów można zaliczyć dialogi, które swoją banalnością i infantylnością sprawiały wrażenie trochę kiczowatych i wprowadzały klimat lekko mówiąc hipsterski. Niepotrzebnym wtrąceniem był także, jeśli można to tak nazwać „wątek” zespołu Mikromusic pojawiającego się w kilku scenach. Zabieg miał zapewne na celu stworzenie pewnego rodzaju didaskaliów , cichych dopowiedzeń. Zdecydowanie lepiej komponowałaby się muzyka puszczona tylko w tle, bez niepotrzebnych udziwnień.

Choć Chemia filmem wybitnym na pewno nie jest, traktuje o sprawach ważnych- o sposobach radzenia sobie z odchodzeniem, miłością która choć nagła i wielka nie jest idealna. Tytułową chemię można więc traktować w dwojaki sposób- jako rodzące się nagłe uczucie dwojga ludzi ale także z drugiej strony toksynę wyniszczającą relacje między dwojgiem ludzi. Mimo wielu niedpowiedzeń film pokazuje, że życie to nie kolorowa bajka jaką sobie wymarzymy ale gra pełna sukcesów i porażek w której graczami jest każdy z nas. 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Lolita (1997)


 Na historię Lolity zasadzałam się bardzo długo, wydawała mi się ona interesująca i intrygująca zarazem, jako pewne wymieszanie smaków- połączenie pieprzu z solą i odrobiną cukru. Przyznam jednak, chronologia to moja słaba strona. Dlatego zaczęłam od filmu a nie od książki. I to jeszcze nie od mistrza Kubricka ( ola Boga!).  Przy czytaniu książki oczywiście nieuniknione będą porównania czy odniesienia do filmu ale gdybym zaczęła od książki a potem obejrzała film byłoby analogiczne. Mniejsza o to. Czy film się podobał ? Szczerze powiedziawszy, " na gorąco" po obejrzeniu powiedziałabym że nie. Suchy,szary, bez emocji, z irytującą główną bohaterką. Krótko mówiąc: nudny.  Zawsze jednak trzeba rozejrzeć się dookoła  w poszukiwaniu "ALE". I ja takie ale odnalazłam. Wymienione wyżej cechy stanowią o zaletach. Są pewnego rodzaju tylko środkami do celu, do opowiedzenia konkretnej historii.  Po  chwili refleksji trzeba przyznać że z Lolity emanuje tragizm. Tragiczne jest tu wszystko od najbardziej czytelnej i widocznej śmierci matki Lolity aż po same postaci : Humberta Humberta oraz Lolity. Ten pierwszy jest tragiczny, ponieważ niczym Edyp jest świadomy swojego losu ( rozstania z Lolitą ) chce go uniknąć a mimo to nie udaje mu się to bo i tak jego los jest z góry znany. Tragizm Lolity tkwi  w jej samotności której chce uniknąć wiążąc się ze starszymi mężczyznami. Przez relacje te pragnie także schować swoją tożsamość. Tak na prawdę to, kim w rzeczywistości jest Lolita dowiadujemy się na końcu, gdy jest ustatkowana. Lolita to film o dojmującej samotności, szukaniu drugiej osoby i miłości w świecie ale także poszukiwania swojej tożsamości i walką z samym sobą.

Ocena: 8/10

wtorek, 7 lipca 2015

Liebster Blog Award

Dziś w innym tonie.Zaczynamy akcję Liebster Blog Award. Krótko o zasadach.W wielkim skrócie polega ona na promowaniu mniej popularnych blogów, zwiększeniu ilości ich wyświetleń. Nominowany musi odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez jedną osobę. Później sam musi zadać 11 innych pytań 11  różnym blogerom ( nie nominuje już osoby przez którą został sam nominowany).Trzeba również poinformować daną osobę o tymże wyróżnieniu. Ja otrzymałam nominację  z bloga https://kinotojestsztuka.wordpress.com/ za co dziękuję !Oto moje odpowiedzi na pytania:

1.Co sprawiło że zaczęłaś/ zacząłeś blogować?
Hmm... Zabrzmi to banalnie ale pasja. Do tego stopnia wzrosła moja fascynacja filmami że pragnęłam mieć jakieś miejsce, w którym będę mogła uporządkować, podzielić się ze wszystkimi moimi refleksjami na temat poszczególnych produkcji. Ważna była też dla mnie możliwość podzielenia się tymi moimi odczuciami z osobami które być może czują podobnie ale także z drugiej strony: skonfrontować swoje przemyślenia z osobami których dla przykładu zachwycają filmy Woody`ego Allena ( ja akurat nie bardzo rozumiem ten fenomen ale cóż być może jestem odosobnionym przypadkiem). Uważam, że zetknięcie się z tym co takie różne i nowe od nas również  wzbogaca nas o jakąś nową dawkę wiedzy ( oczywiście, jeśli padają racjonalne argumenty za lub przeciw).
2. Co najbardziej irytuje Cię u innych blogerów?
Uważam, że bloger filmowy to nie to samo co krytyk filmowy ale jednak widzę jeden punkt wspólny. Obaj powinni zachować pewien dystans do ocenianych filmów. Wiadomo, że nigdy nie będzie w 100 % obiektywny ale powinien być gdzieś pośrodku. Strasznie irytuje mnie albo nadmierny zachwyt załóżmy nad większością kina polskiego albo wręcz przeciwnie. Nawet jeśli pewnych odczuć nie da się ukryć to myślę że trzeba pisać w taki sposób, aby nie były one dla czytelnika widocznie. Wzbudzić to może w nim mieszane uczucia co do filmu i nie wie : z jednej strony ok, wszystko ładnie poopisywane ale z drugiej.. chyba jest trochę zbyt piękne żeby  cały film był jednym wielkim plusem.Nie ukrywam, jest to trudna sztuka i pewnie sama też to robię ale z czasem będę starała się wyplewić ten zły nawyk i pozostać neutralnym badaczem ;))
3.Wiążesz z blogiem jakieś plany na przyszłość? Jeśli tak, to jakie?
Zdecydowanie widzę swojego bloga w przyszłości. Ja, jako "fame" na czołówkach blogerów filmowych..Żeńska wersja Raczka..Mm.. Just kidding. Poważnie mówiąz, chciałabym malutkimi kroczkami rozwijać się nie tylko w pisaniu ale ogólnie w szacie  graficznej mojego bloga. Dodać jakieś działy, rankingi itp, ale że dopiero raczkuję w tej dziedzinie mam czas.
4.Jakie masz nastawienie do tak zwanych hejterów w sieci?
Generalnie to wychodzę z założenia, że jeśli krytyka jest konstruktywna to ją przyjmuję na klatę. Natomiast  jeśli ktoś mnie po prostu zwyczajnie obraża bezpodstawnie to ja tego nie kupuję. Aczkolwiek, jako przyszła Pani Socjolog przyjmuję że istnieje taka, już w tej chwili chyba nawet grupa społeczna jaką są hejterzy i uważam, że nie należy ich tak całkowicie potępiać bo jednak skądś musi się brać to źródło jadu którym epatują i byłoby to jak sądzę dobrym tematem do zbadania przez psychologów.
5.Jakie są Twoje zainteresowania ? ( oprócz pisania bloga i kina)
Poza kinem moimi głównymi zainteresowaniami są przede wszystkim książki i muzyka. Wakacje to dla mnie raj  bo nareszcie mogę z powrotem wskoczyć w swój tryb   "książkowo-filmowo-muzyczny". Z półki już się do mnie śmieją Haruki Murakami, biografia Zdzisława Beksińskiego czy "Lolita" Nabukova. Tak poza książkami i filmem uwielbiam wyskoczyć gdzieś rowerkiem. A z racji tego, że mieszkam na wsi zawsze jest  gdzie pojechać i zachwycić się naturą. Myślę, że to mnie odpręża na chwilę obecną. Zdecydowanie. Rower+ dobra muzyka w słuchawkach= relaks.
6.Ulubieni reżyserzy filmowi. 
Po pierwsze, Pedro Almodovar-pokręcony jak jasny gwint ale dzięki temu dobry. Dalej: David Lynch ( Człowiek Słoń - mistrzowstwo jak dla mnie), Alfred Hitchcock ( tutaj wszelkie tłumaczenia są zbędne), David Cronenberg, Lars von Trier ,okazyjnie Woody Allen ( aczkolwiek nie pieję z zachwytu)
7.Jakie gatunki filmowe lubisz najbardziej?
Przede wszystkim słynne dreszczowce z lat 50,60, dramaty wszelkiego rodzaju, komedie romatyczne ( ale tylko te z lat 50 i 60 ) , czasem science fiction.
8. Jak myślisz dlaczego Johnny Depp nie dostał jeszcze Oscara?
Johnny Depp dostanie Oscara jak wcześniej dostanie Oscara Leonardo DiCaprio ;). Serio, uważam że kilka czynników się na to skłania. Ja myślę, że wybory Akademii często ( w sumie zawsze) podyktowane są tym, co jest przedstawione w filmie i żeby broń Boże nie wyszło że są rasistami czy antypolityczni. Poprawność przede wszystkim. Dlatego najlepiej dla Johnnyego jakby dostał rolę niepełnosprawnego lub kogoś o innym kolorze skóry. Smutne, lecz prawdziwe. Tak czy siak życzę mu tego z całego serca!
9.Jak myślisz, dlaczego blogerzy filmowi nie są tak popularni jak np. blogerzy lifestylowi? Masz jakiś pomysł żeby to zmienić?
Hmm.. ciężko to dla mnie jest pojąć szczerze mówiąc szczególnie że przecież każdy z nas ogląda jakiś film. Wiadomo, nie musi się nim od razu fascynować ( od tego są inni :D ) ale come on filmy są taką samą częścią naszego czasu wolnego jak załóżmy zakupy więc dlaczego są mniej popularne? Ja myślę że dzisiaj ludzie stawiają przede wszystkim na siebie, na to żeby się jakoś pokazać, wyglądać, mieć dobrą sylwetkę. Generalnie samorozwój albo odwrotnie żeby lepiej wyglądać w oczach innych i zbudować swój prestiż. Szczerze mówiąc, ciężko będzie z tym walczyć. Myślę, że najpierw musi się zmienić mentalność ludzi a dopiero później cała reszta.
10.Film czarno-biały czy kolorowy? Uzasadnij swój wybór?
Jako wielka fanka stylu retro i lat 40, 50, 60 odpowiedziałabym bez zastanowienia że czarno- biały. Po zastanowieniu stawiam i czarno-biały i kolorowy na podium. Czarno-biały co tu tłumaczyć Hitch, Hitch i jeszcze raz Hitch. Generalnie, kto widział ten wie że to pierwszy przypadek gdzie niepokój czy strach jest dobry. Jednak to, że mamy dobre, stare filmy nie oznacza że nowe kolorowe są złe. Lynch czy Almodovar potrafią stworzyć  śmiem twierdzić podobny do hitchcockowskiego stan niepokoju, jakby tu ująć .. "zakręcenia?". Myślę, że kolor nie jest tu więc czynnikiem różnicującym, bardziej liczy się choćby właśnie reżyser.
11. Masz jakąś inną stronę społecznościową oprócz bloga ? Wklej adres.
Profil na Instagramie : https://instagram.com/domka.p/

Ja ze swojej strony nominuję:
http://radzimir.blox.pl/html
http://klapserka.pl/
https://cinemainn.wordpress.com/
http://www.kinokoneser.pl/
http://prawdziwefilmy.pl/
http://obejrzedzisiajdobryfilm.blogspot.com/
http://inny-wymiar-filmow.blogspot.com/
http://www.filmoweabecadlo.pl/
http://silver-screen.blog.pl/
http://spojrzeniefilmowe.blogspot.com/
zureklukasz.com/


1. Twoje zdanie na temat Idy.
2. Co sądzisz o kondycji kina polskiego ?
3.Czy według Ciebie jest jakiś film, który dostał Oscara a nie powinien?
4. Film, który zachwyca większość a Ciebie niekoniecznie.
5. Największe ( pozytywne) zaskoczenie filmowe.
6. Ulubiony aktor i aktorka.
7. Jeśli miałbyś/ miałabyś zagrać w filmie biograficznym, to w jaką postać wcieliłbyś/wcieliłabyś się?
8. Najlepsza filmowa adaptacja powieści to według Ciebie?
9. Ulubiona piosenka filmowa.
10. Ulubony film Hitchcocka i dlaczego.
11. Film jest dla mnie...





czwartek, 2 lipca 2015

Kto ma "przełączarkę", ten ma władzę.

Wakacje- okres urlopowy dla większości przynoszący upragniony odpoczynek i  ulgę  ( a dla studentów nawet wybawienie.) To czas, gdzie rozszerza nam się pojęcie czasu wolnego. Jak podają statystyki, niezmiennie jednym z ulubionych zajęć w czasie wolnym Polaków jest oglądanie telewizji. Jest to powodowane kilkoma czynnikami: chęcią odprężenia, ale także ucieczki od problemów codzienności właśnie w świat szklanego ekranu, iluzji obcowania z bohaterem jakiegoś serialu czy filmu. Do czego zmierzam? Otóż według mnie, jako wytrawnego kinomana ( hehehe kto by pomyślał?) ważne jest to, GDZIE takich filmów szukać. Analizując poszczególne kanały po kilku już miesiącach sama mogłam się zorientować, który jest najbardziej odpowiedni dla mnie i gdzie znajdę to, co zaspokoi moje oczekiwania. I tak oto stworzyłam swój własny mini ranking bazując  na własnej  obserwacji. Co  ciekawe, idąc również w drugą stronę, śledząc programy telewizyjne istnieje możliwość stworzenia, a raczej odtworzenia pewnych typów konkretnych osób do których są one adresowane.

Przechodząc jednak do rzeczy, oto lista kanałów które zdecydowanie mogłabym polecić każdemu:

1. TVP Kultura. Kanał ten jest jak mi się wydaje dostępny już nawet w podstawowej liście kanałów telewizji naziemnej. Dla kogo? Choć zabrzmi to banalnie dla wielbicieli kultury. Nie ma tu określonych typów filmów a każdy dzień przynosi urozmaiconą można rzec paletę filmów ale także programów kulturalnych z ciekawymi goścmi. Co najważniejsze, brak jest tam tak zwanych " komercyjnych odmóżdżaczy" (choć czasem, szczególnie w przypadku studentów po sesji są one niezwykle istotne dla dalszej egzystencji). Filmy i programy które są tam nadawane, zmuszają do myślenia, pogłębiają wiedzę o świecie i wprowadzają pewną refleksję nad nim.
2. Paramount Channel. Kanał dostępny w pakiecie cyfrowej telewizji N. Jest on dla mnie, jako wielbicielki lat 50 i 60 niesamowicie ważny  ponieważ większość filmów które się tam pojawia pochodzi właśnie z tamtych lat. Znajdziemy tam dzieła z Audrey Hepburn ( i to nie Śniadanie u Tiffane`yego ale te mniej znane jak na przykład Zabawna Buzia), Johnem Waynem, Clarkiem Gable czy Elizabeth Taylor. Uważam, że piękne jest to, że gdzieś jeszcze istnieje coś co może nam przypomnieć o elegancji i klasie tamtych czasów. Fani retro- strzeżcie się :D! .
3.TCM. Patrz punkt 2.
4. Ale Kino. Filmy głównie starsze i w większości polskie. Będzie to również gratka dla wielbicieli produkcji krótkometrażowych.
5.Canal +. Mniej filmów niszowych, głównie nowości wśród których znajdą się również perełki warte obejrzenia. Dla kogo: skierowane do osób śledzących każdy nowy film na przestrzeni ostatnich mniej więcej 2 lat którego nie widzieli a spokojnie mogą tam zobaczyć.

środa, 10 czerwca 2015

Cierpienie różnymi odcieniami malowane

 








Wspomnienie Kina nad Wisłą w Krakowie







  Są produkcje, które korzystając z tytułu jednego z polskich.. hmm.. filmów nie do końca wysokiej klasy nazwałabym nieruchomymi poruszycielami. Nie operują one jakimiś specjalnie wyszukanymi, drastycznymi czy szokującymi wyrazami środków artystycznych, a mimo to potrafią za pomocą tego właśnie minimalizmu wydobyć głębię i zamysł reżysera. Do grupy takich filmów zaliczam na przykład takie filmy jak Erratum z genialnym ( jak zwykle) Tomaszem Kotem oraz Ryszardem Kotysem którzy doskonale oddali trudną relację ojcowsko-synowską. Innym przykładem mogą być dzieła jednego z moich ulubionych reżyserów Larsa von Triera. Wbrew pozorom, mimo całej swojej otoczki w moim przekonaniu nie są to filmy kontrowersyjne. Owszem, choćby Antychryst przez liczne sceny erotyczne powinien szokować i gorszyć, ale to nie na tym skupia się ten film więc powiedziałabym, że wręcz w kontekście tej produkcji nie  są one czymś nienaturalnym a sa tylko dodatkiem. Opierając się na całej twórczości Triera należy on jednak do tych bardziej wyrafinowanych filmów.  Osobiście dla mnie, nieruchomymi poruszycielami są, jak ja to nazywam są filmy z cyklu o cierpieniu tj. Przełamując fale czy Tańcząc w ciemnościach. Pełno tam jest prostych przekazów, wzruszeń.
    Kolejną grupą filmów stanowią dla mnie tak zwani.. powiedziałabym szaleni wizjonerzy i tu kłania się mój drugi Mistrz - Pedro Almodovar. Z całą pewnością jednym elementem który łączy Triera i Almodovara jest fakt, że obaj są nieszablonowi, poza kanonami i kontrowersyjni dla społeczeństwa ale to właśnie jest ich największym atutem. Ale wracając do samego Pedra. Najczystszym przykładem jego szaleństwa artystycznego jest niewątpliwie Skóra w której żyję.  Co tam się działo ! Najczęstszymi opiniami z jakimi się spotykałam na temat tego filmu, używając kolokwializmów były określenia " ryjący psychikę". Te dwa słowa idealnie oddają skomplikowane niuanse fabuły, sam wątek głównego bohatera czy wreszcie pikantne sceny seksu ( temu filmowi zdecydowanie należy się osobny post!) ale taki obraz miał być wizją cierpienia które w tym przypadku było gdzieś obok, zamknięte w nieswoim ciele.
   Elementem wspólnym jest  tematyka cierpienia czy to psychicznego czy niekiedy także fizycznego. I tu dochodzimy do ostatniej i najistotniejszej grupy a mianowicie szamanów kina. Krótko mówiąc tych, którzy operując pewnymi środkami potrafią zmiękczyć nawet najbardziej zatwardziałą duszyczkę. I tu kłania nam się David Lynch i Człowiek słoń  z Anthonym Hopkinsem. Po raz pierwszy film ten miałam okazję zobaczyć podczas Kina nad Wisłą w Krakowie. Każde kolejne słowo które miałoby określić tą produkcję wydaje się nijakie i nieadekwatne. Tu nie wypada oceniać. Trzeba po prostu obejrzeć i dojrzeć( czego niestety nie udało się wielu przebywającym tam osobom unoszących się ignorancją co jest dla mnie nie do przyjęcia). Sceny dzikiego tańca, męki Johna Merricka stanowią apogeum, coś czego człowiek nie jest w stanie oglądać bo odczuwa coś w rodzaju  współczucia dla bohatera i jednoczesnej nienawiści do osób które przyczyniły się do jego cierpienia. Jasne, najważniejszymi tematami podejmowanymi są oczywiście samotność, ból człowieczeństwa, godność i można by tak wymieniać bez końca. Myślę jednak, że Lynchowi tak na prawdę chodziło jednak o to, by w widzu wzbudzić uczucia i nie pozostawić go obojętnym na cierpienie w skali długodystansowej to jest nie na 5, 10 minut po zakończeniu filmu. Nie po godzinie czy dwóch, ale tak właśnie żeby tkwił w jego pamięci na długo. W moim przypadku sprawdziło się to w 100 procentach. Mimo, iż film  ten miałam okazję obejrzeć jakieś 1,5 miesiąca temu nadal głęboko we mnie siedzi i nie mogę o nim zapomnieć . Krótko mówiąc, zmusza do jakby ukierunkowania na drugą osobę, empatii. Nie zamierzam pisać żadnych rekomendacji, bo znowu wydaje mi się że najlepszą rekomendacją będzie po prostu milczenie i odpowiedzenie sobie w myślach na pytanie czy chcę   nauczyć się wrażliwości na drugiego człowieka?Jeśli tak, to myślę że warto poświęcić te dwie godziny na seans filmu Lyncha.


czwartek, 12 marca 2015

jak to nie zachwyca jak zachwyca o Oscarach słów kilka

MAMY TO! Po tylu nominacjach, staraniach- JEST. Oscar. Statuetka, która przez każdego filmowca jest ukoronowaniem twórczości, marzeniem, celem nareszcie trafiła w ręce Pawła Pawlikowskiego. I gratuluję. Jako Polka, jestem oczywiście dumna za to, że wreszcie ktoś docenił kawałek naszego dobrego kina. Myślę, że tym co urzekło resztę świata jest pewnego rodzaju ascetyzm, umiarkowanie które tworzy jednak pewnego rodzaju znaki, symbole a w końcu całą historię. Dużo mówi się o świetnym debiucie odtwórczyni głównej roli- Agaty Trzebuchowskiej. Tu jednak polemizowałabym. Uważam, że rola sama w sobie nie narzucała jakichś specjalnych wymagań ( choć broń Boże nie twierdzę, że najleżała do najłatwiejszych). Tytułowa Ida miałam wrażenie, była jakby wpasowana w aktorkę,dopasowana do jej cech charakteru aczkolwiek nie zmienia to faktu że jak na debiutantkę poszło jej na prawdę nieźle.  Co do szeroko również komentowanej kreacji Agaty Kuleszy jako ciotki Wandy- nie miałam wątpliwości, że poradzi sobie świetnie ( patrz Róża) .
 Z wrodzonej przekory  i dzięki własnym odczuciom stwierdzam, że film był bardzo dobry. Pytanie brzmi: czy aż tak bardzo dobry by zdobyć Oscara? No nie wiem.. Sięgałam do niego dwukrotnie i za każdym razem czegoś mi w nim brakowało. Rozumiem, że w ascezie jest metoda pokazująca jak to stwierdził sam Pawlikowski pewnego rodzaju kontemplację, wyciszenie, może nawet  separację. Mnie osobiście bliżej jednak jest chyba do szaleństwa Almodovara, pewnej schizofrenii uczuciowej. W Idzie mam wrażenie, za dużo było umiarkowania i momentami film był po prostu zimny, a postacie wyzbyte emocji. Być może, był to celowy zabieg, ale nie jestem pewna czy to mnie jako widzowi odpowiada. Na wielki plus oczywiście przepiękne zdjęcia i kreacja Kuleszy. Jeśli sama byłabym członkiem Akademii Filmowej, obiektywnie mówiąc zastanowiłabym się nad przyznaniem Oscara, jednak powtarzając jeszcze raz jako Polka strasznie się cieszę, że ktoś zauważył nasze kino, tak często przecież pomijane.

PS. Co do samej ceremonii, zdecydowanie zgadzam się z Pawlikowskim że parafrazując jest to pewnego rodzaju targ próżności i coraz więcej uwagi poświęca się  wyglądowi, zabawie niż filmom. I jeszcze jedno, do organizatorów: proszę, nigdy więcej Harrisa..

niedziela, 8 lutego 2015

"wśród ludzi jest się także samotnym.."

Co robisz w  styczniowy wieczór kiedy w telewizji leci film który widziałeś  2 lata wstecz? Z wypiekami na twarzy siadasz i oglądasz go ponownie. Po co powiecie? Gdyby to była inna produkcja pewnie najzwyczajniej w świecie zmieniłabym kanał, albo zajrzała do notatek potrzebnych na jeden lub drugi egzamin ( co nuda może zrobić z człowiekiem..) .  Czego się jednak nie robi dla Czarnego Łabędzia. Miałam wrażenie, że  to jeden z tych filmów które odkrywam na nowo. Strasznie uderzyło mnie to, jak strasznie człowiek może być samotny wśród ludzi. Nina, główna bohaterka ( rewelacyjnie zresztą zagrana przez Natalie Portman) krząta się to tu to tam szukając akceptacji wśród czy to matki, czy w oczach swojego trenera jednocześnie nie potrafiąc się otworzyć na prawdziwe życie. Kolejne wymagania sprawiają, że dziewczyna  coraz bardziej zamyka się w sobie i zaczyna postrzegać świat jako jedną wielką zasadzkę. W efekcie tworzy wokół siebie kokon w którym szczelnie się zamyka, zatrzymując się na etapie rozwoju 12 latki ( na co ma duży wpływ jej matka). W pewnym momencie zrywa toksyczną więź ze swoją matką, ale niestety jest już za późno.  Nie potrafi dojrzeć w prawdziwym świecie, dusi się nim, dławi.  Z tego filmu wyciągnęłam jedną, bardzo ważną lekcję: możesz mieć wiele: talenty, urodę, być perfekcyjnym w wielu aspektach ale tak naprawdę jeśli nie masz najważniejszego- siebie, umierasz.  Nina nie wiedziała kim jest. Szukała siebie  przez tzw jaźń odzwierciedloną tj. widziała swoją osobę oczami innych ludzi ( postać Białego Łabędzia). Przez taki ogląd nie była w stanie się odnaleźć i w konsekwencji  poległa. Tytułowy Czarny Łabędź to  prawdziwe odbicie głównej bohaterki- outsiderki, cały czas szukającej siebie ale jednocześnie marzącej o zmianie, czymś, co będzie w stanie uwolnić ją od wymogów rzeczywistości.